W swoim pierwszym sobotnim meczu Olga Klocek i Magdalena Rapacz-Matras zmierzyły się z duetem z Nowej Zelandii, czyli z Olivią MacDonald oraz Jasmine Pepi-Milton. Spotkanie poszło po myśli biało-czerwonych, które pewnie zwyciężyły w minimalnej liczbie setów. – Dziewczyny grały na dwa, bardzo dobrze grały blokiem, więc faktycznie, gdyby nie zagrywka to mogłybyśmy się męczyć – powiedziała po meczu Olga Klocek.
Wygrywacie spotkanie z parą z Nowej Zelandii 2:0. W pewnym momencie, jak włączyłyście piąty bieg zwany zagrywką, dziewczyny nie wiedziały, co robić. Olga, czy rzeczywiście zagrywka była dzisiaj kluczem?
Olga Klocek: – Myślę, że zdecydowanie była w drugim secie. W pierwszym nie odpaliłyśmy tak dobrze tej zagrywki i było nam dużo ciężej. Dziewczyny grały na dwa, bardzo dobrze grały blokiem, więc faktycznie, gdyby nie zagrywka to mogłybyśmy się męczyć.
Magda, rozmawialiśmy wcześniej, że macie świetne wspomnienia z Myślenicami. Zresztą wy jesteście stąd, z Małopolski, więc jest to dla was szczególne miejsce. No to chyba fajnie byłoby dołożyć kolejne dobre wspomnienie.
Magdalena Rapacz-Matras: – Dokładnie. Marzy nam się, żeby być w finale, bo tu obydwie go miałyśmy – ja w zeszłym roku, a Olga trochę wcześniej. Zatem naprawdę mamy super wspomnienia. Poza tym to tutaj jest nasze miejsce życia, Kraków i Małopolska. Także marzy się nam i na to liczymy i stawiamy.
Fajnie, że grają tu międzynarodowe pary. One nie przyjeżdżają tutaj „odbębnić” turniej, ale naprawdę potrafią grać.
Olga Klocek: – Tak. Myślę, że dziewczyny też wyglądają bardzo groźnie. Zobaczymy, czy wyglądają tak samo jak grają. Wczoraj chyba nie widziałam nikogo z Nowej Zelandii u kobiet, ale faktycznie u chłopaków był bardzo wysoki poziom. Zatem myślę, że dziewczyny tutaj dorównają.
Magda, muszę jeszcze zapytać, bo bardzo rodzinnie tutaj mamy na Plaży Open. Będzie i rodzinnie na boisku, bo małżonek także zagra w turnieju głównym. Czy wczoraj byłaś dumna, jak patrzyłaś na to, co wyprawiał na boisku? Szczególnie, że w Kingu też bardzo dobrze się pokazał.
– Tak, w eliminacjach miałyśmy właśnie dużo stresu. Powiedziałyśmy po meczu, że wolimy grać niż oglądać, bo to znacznie więcej nerwów. Natomiast cieszymy się, że są w turnieju głównym, a w Kingu w pierwszej rundzie to jak feniks z popiołu wyszli. To było dla zabawy, dla rozruszania się i zobaczymy, jak będzie dzisiaj.