Dla Plaży Open 2024 rok jest wyjątkowy! Cykl obchodzi jubileusz 15-lecia! To naprawdę długi okres, w którym Plaża Open przechodziła wiele szczebli i zdobywała ogromy doświadczenia. W tym sezonie przygotowujemy więc wiele niespodzianek! Wywiad z Piotrem Ilewiczem będzie częścią jednej z nich. Poniżej prezentujemy jego fragment.
Plaża Open w tym roku kończy 15 lat. Minęło mnóstwo czasu! Jak ty pamiętasz plażę sprzed lat i jak porównał byś do tego, co widzimy teraz?
-Plaża Open będzie zawsze kojarzyła się z moim pierwszym MVP turniejów mistrzostw Polski. W 2015 roku ze Staszkiem Wawrzyńczykiem sięgnęliśmy po 2. miejsce w Gdańsku, wygrywając kilka niesamowitych spotkań. W finale przegraliśmy z parą Dominik Witczak/ Łukasz Kaczmarek. Z jednej strony utytułowanymi siatkarzami plażowymi, a z drugiej strony kibice znają ich przede wszystkim z siatkówki halowej. Co do Plaży Open, to muszę przyznać, że z biegiem lat te turnieje cały czas się rozwijały. Szły z duchem czasu: transmisje, posiłki – cała ta otoczka powodowała, że naprawdę można było czuć się wyjątkowym, będąc częścią tego wydarzenia. Myślę, że dzisiaj Plaża Open to taki fundament beach volley’a w Polsce. Kolejne pomysły z organizacją turniejów Beach Pro Tour w siatkówce plażowej, czy King Of The Court pokazują, że ten projekt się nie zatrzymuje i jest czymś naprawdę dużym oraz bardzo rozpoznawalnym.
Plaża Open przez te kilkanaście lat rozgrywana była w wielu miastach, w najróżniejszych okolicznościach i miejscach. Masz może swoje ulubione?
– Pierwszy do głowy przychodzi mi Zamość. Zagrałem tam kilka bardzo długich i emocjonujących spotkań, które pamiętam do dziś. Mówię między innymi o półfinale z parą Adam Parcej/Bartłomiej Dzikowicz. Chociaż prawda jest taka, że każdy mecz grany na rynku głównym przy tych wspaniałych, monumentalnych schodach przed ratuszem robił kolosalne wrażenie. I nie miało znaczenia, czy grałeś w deszczu czy pełnym słońcu… W moim sercu także będą Myślenice. Mimo że boiska były trochę na uboczu, to klimat blisko gór, szlaków oraz wspaniałej rzeki Raby – przez którą się przechodzi, gdy musisz zmieniać boiska – też jest miejscem, które mimo odległości od mojego rodzinnego Sopotu zawsze lubię odwiedzać.
Sezon 2020 bardzo trudny. Toczony w cieniu pandemii był też wyjątkowy, prawda?
– Pierwsze co przychodzi mi na myśl, to brązowy medal Pucharu Polski, wywalczony razem z chorwackim siatkarzem plażowym Josipem Pribaniciem w Białymstoku. Ciekawostka jest taka, że sukces ten osiągnęliśmy bez wspólnych treningów. Tak naprawdę nie znając się za dobrze, bo jedyna okazja do zobaczenia siebie w akcji, była gdy… graliśmy przeciwko sobie w Katarze w turnieju cyklu World Tour. Przyjechaliśmy do stolicy Podlasia, zagraliśmy turniej życia i stanęliśmy na podium! W tym wszystkim najfajniejsze jest to, że nasza znajomość i wspólne pomysły oraz projekty siatkarskie nie zakończyły się na tych zawodach i trwają do dzisiaj!
Wspomniałeś o medalu zdobytym z Josipem. Chciałem zapytać o twoje wspomnienia związane z Białymstokiem, z Dojlidami, na których rozgrywany jest ten turniej.
– Myślę: Białystok, mówię: skoczny piasek! Ten turniej zawsze jest wymagający pod względem fizycznym, ponieważ większość wymian kończy się silnymi i zdecydowanymi atakami. Białystok to także miejsce pełne bardzo życzliwych i fajnych ludzi, z którymi chce się spotykać, zarówno na boisku, podczas spotkań, jak i w wolnym, prywatnym czasie. Zawsze dobrze odwiedzić wschodnią ścianę Polski, żeby nie tylko pograć w beach volley’a, ale także zobaczyć niewątpliwe uroki tej części naszego kraju.
Odejdźmy na chwilę od roli zawodniczej, a skupmy się na tej organizacyjnej. Miałeś okazję jeden sezon być dyrektorem sportowym Plaży Open. Ciekawa to była przygoda?
Fajnie było zobaczyć i dzięki temu docenić cały wkład i logistykę operacji, jaką jest Plaża Open od kuchni. Dla mnie było to super doświadczenie, w trakcie którego nauczyłem się poprzez swoje obowiązki pracy z kamerą. Zdobyłem również obycie jeśli chodzi o wywiady czy funkcjonowanie z mediami. To, co dla mnie było najważniejsze, miałem możliwość uczestniczyć w procesie tworzenia turnieju od podstaw i mieć realny wpływ na jego kształt i otoczkę, co było dla mnie, jako osoby zawsze kochającej ten sport, czymś naprawdę wyjątkowym.
Bo twoje życie, to nie tylko sama gra w siatkówkę, ale też wiele różnych ciekawych projektów. Co teraz robisz?
– W życiu zawsze dążyłem do tego, żeby podążać za pasją i szukać w niej sposobu na życie. Aktualnie działam aktywnie z Alexem Samoilovsem, będąc jego trenerem na wielu obozach na całym świecie. Sam tez znalazłem swoje miejsce w trochę egzotycznym miejscu, jakim jest Sri Lanka. Tam kilka razy do roku mam okazję prowadzić treningi siatkarskie i prowadzić obozy dla młodych adeptów tego sportu. Do końca tego roku chciałbym ruszyć z jeszcze jednym, równie dużym międzynarodowym projektem siatkarskim dla młodzieży. Zatem, jak widzisz doskonale, wszystko kręci się w moim życiu wokół tej dyscypliny sportu.
Rzeczywiście robi wrażenie twoje siatkarskie CV. Nie wspomniałeś o takim szaleństwie jak siatkówka na wodzie! Z tego co pamiętam, brałeś udział w takim evencie…
– Turniej w Ljubljanie, na rzece w nocy był czymś naprawdę niezapomnianym. Tutaj ponownie po jednej stronie siatki zagrałem z Josipem. Pod względem otoczki to wydarzenie można porównać do największych zawodów z cyklu World Tour. Myślę, że bez względu na to, jak niezależnie i jak „dziwne” czy innowacyjne zawody się stworzy, to przede wszystkim ludzie mogą sprawić, że będą one zapomniane lub nie. W Słowenii wszyscy – od organizatorów, poprzez zawodników aż po tłumy ludzi na moście i wokół boisk – sprawili, że na pewno będę chciał jeszcze spróbować swych sił w tego typu evencie.
Wróćmy do Plaży Open. Dużo mówi się o tym, jak ważna dla siatkówki plażowej jest obecność telewizji. Wy jako zawodnicy też odbieracie to w ten sposób ? Medialność ma znaczenie?
– Zacząłbym od tego, że chyba każdy lubi, jak jego najbliżsi, znajomi i kibice, którzy nie mogą być na danych zawodach, są w stanie zobaczyć jego mecze i kibicować nawet poprzez odbiorniki telewizorów. To nie jest tylko wyświechtany slogan, ale czysty fakt, bo gdy później czytasz wiadomości, odbierasz telefony z informacją, że ktoś dopingował, to napędza cię to do jeszcze cięższej pracy i motywuje do walki, w nawet najbardziej ekstremalnie trudnej sytuacji. Kolejnym ważnym aspektem jest to, że poprzez szerszą grupę odbiorców, jaką daje nam telewizja, jesteśmy w stanie wypromować tę dyscyplinę, pokazać jak atrakcyjny i widowiskowy jest to sport. Telewizja jest też magnesem do przyciągnięcia sponsorów. Dla nich to najlepsza forma reklamy, bo z całą pewnością, gdyby chcieli wykupić czas na antenie, to koszt tego byłby o niebo wyższy.
A jak ty się czujesz przed kamerą? Bo miałeś okazję między innymi komentować mecze Plaży Open dla TVP Sport.
– Pamiętam swój debiut, który odbył się właśnie w Zamościu. Było to dla mnie fajne przeżycie, które bardzo mi pomogło w późniejszych występach publicznych. Pamiętam, że na samym początku było mi ciężko zaakceptować swój głos, który słyszałem w uchu, ale na przestrzeni lat wydaje mi się, że zdobyłem dużo pewności siebie. W tym, notabene niełatwym zadaniu, jakim jest przekazywanie w sposób jasny i klarownym informacji o siatkówce plażowej, a także sprzedawaniu emocji, również udało mi się rozwinąć. W każdym kolejnym roku, z coraz większą ochotą siadam po tej drugiej stronie, aby skomentować finały kobiet i mężczyzn. Chociaż nie ukrywam, że wciąż liczę na to, że jednak nie będę miał tej możliwości zbyt często, ponieważ sam będę grać we wspomnianych finałach.
Mówiłeś też o krokach milowych, czyli organizacji King Of The Court czy Beach Pro Tour. Marcin z ekipą nie stoją w miejscu, prawda?
– I to w tym wszystkim jest najfajniejsze. Mimo tego, że Plaża Open to już jest marka sama w sobie i mogłaby tylko „odcinać kupony”. Jednak cykl idzie z duchem czasu, przyciągając przy tym zagraniczne zespoły. Czy organizując King Of The Court, gdzie możemy przetestować się z innymi zawodnikami niż tylko tymi ze swojego podwórka. Tak samo jest z Beach Pro Tour. Dobrze, że w Polsce pojawia się więcej turniejów rangi Futures czy Challenge, bo to zawsze daje możliwość rozwoju dla nas zawodników. Rywalizując z parami z całego świata można pojawić się częściej na arenie międzynarodowej.
King Of The Court było trudne do ogarnięcia? Mówię o zasadach, systemie etc…
– Turniej ten był na pewno bardzo męczący. Szybkość i różnorodność akcji, która jest zawarta w tych 20 czy 15 minutach powoduje, że nie ma szans wejścia w jakiś schemat. W tym szaleństwie też jest metoda, dlatego swój pomysł na siatkówkę też można tam znaleźć. Ale nie ma na to dużo czasu, więc grunt to przede wszystkim bawić się dobrze i cieszyć grą.